Konkursy
Ogłaszamy dwa konkursy festiwalowe
1.Konkurs na prezentację multimedialną
,,Fizyka i astronomia w tekstach literackich"
 
 
1. Zanalizuj i zinterpretuj jeden z wybranych utworów (fragmentów).
2. Opracuj projekt multimedialny odpowiadający Twojemu kierunkowi interpretacji tekstu oraz wyjaśnieniom zjawisk fizycznych i astronomicznych.
 
 Tekst 1
 
Wisława Szymborska
Ruch
 
Ty tu płaczesz, a tam tańczą.
A tam tańczą w Twojej łzie.
Tam się bawią, tam wesoło,
Tam nie wiedzą nic a nic.
Omal że migoty luster.
Omal że płomyki świec.
Prawie schodki i krużganki.
Jakby mankiet, jakby gest.
Ten lekkoduch wodór z tlenem.          
Te gagatki chlor i sód.
Fircyk azot w korowodach
Spadających, wzlatujących,
wirujących pod kopułą.
Ty tu płaczesz, w to im grasz.
Eine kleine Nachtmusik.
Kim jesteś, piękna maseczko.
 
Tekst 2
 
OKULARY
(bajka)
Na początku, a nawet jeszcze dużo, dużo, dużo wcześniej, kiedy nie było na świecie ani ludzi, ani zwierząt, ani nawet świata, kiedy nie istniał jeszcze czas, a więc nic nie miało początku ani końca, nagle, nie wiadomo skąd, ponieważ nie było ani wschodu, ani zachodu, ani północy, ani południa, ani w ogóle żadnego kierunku i nic nie znajdowało się na górze ani na dole, nie wiadomo jak pojawiła się Złota Formuła.
Złota Formuła była bardzo śliczna. symetryczna i matematyczna, była jeszcze piękniejsza niż E = mc2, no i była samicą. Nic jej nie brakowało ani też niczego nie miała w nadmiarze, a jednak czuła się nieszczęśliwa, ponieważ nie było nikogo, kto mógłby ją zrozumieć. Jak każde nie zrozumiane stworzenie, postanowiła więc zająć się własnym wnętrzem. Najpierw dokonała jednego przekształcenia, potem drugiego i tak jej się to spodobało, że krok po kroku zmieniła się w niezwykle zawiły układ równań. Ale i tego było jej mało. Ach, jak jestem skomplikowana, jęczała i rozkładała się dalej na czynniki, całkowała i transformowała. Dorobiła sobie dziedzinę, później podzieliła ją na zbiory, te zbiory na podzbiory, a podzbiory na elementy. Cyfry i litery wypełniły ją jak ikra łososia, aż poczuła, że za chwilę pęknie, rozpadnie się na pojedyncze symbole, których już nikt nigdy nie zbierze w pierwotny, elegancki i cudownie prosty kształt. Ostatkiem sił stworzyła więc rozum, lecz był on zbyt słaby, by utrzymać się w pustce. Bulgotał, rozlewał się i nie potrafił się skupić. Stworzyła więc dla niego naczynie – człowieka. Niestety, była już bardzo osłabiona i naczynie wyszło niezbyt piękne, niedoskonałe, potrzeba mu było aż całego świata, aby mogło istnieć. Zbudowała więc świat i już, już miała rozlecieć się na kawałki, kiedy spostrzegła swój błąd: człowiek był ślepy jak kret. Chodził tam i sam, tu pomacał, tam powąchał, czasem sobie pochędożył, ale niczego nie dostrzegał ani nie rozumiał.
– To już ostatnia rzecz, którą mogę dla ciebie zrobić – wyszeptała do swego dzieła Stworzycielka i spuściła z nieba okulary, po parze dla każdego człowieka, który kiedykolwiek miał się narodzić na Ziemi. – Jeśli dobrze je wykorzystasz, kiedyś znowu mnie zobaczysz, a wtedy odrodzę się i świat na wieki będzie mną, tobą i rozumem. – Tak powiedziała, ale nie wiadomo, czy ktokolwiek ją usłyszał. Potem zrobiła wielkie "bang!" i rozpadła się na litery i cyfry, które złotym deszczem spadły na świat i przeniknęły jego istotę.
A człowiek? Podniósł swoje okulary z ziemi, ale niewiele przez nie zobaczył, bo całe szkła zasmarowane były błotem. Zaczął więc je czyścić – najpierw trawą, a następnie rękawem surduta. Niezbyt to jednak pomagało – widziana przez nie rzeczywistość wciąż wydawała się szara i zamazana. I wówczas niektórzy ludzie, zmęczeni szarością świata, zaczęli malować szybki swoich okularów: ozdabiać je wizerunkami smoków, gryfów, wypełnionych kwiatami edenów... Zamieniali je w kolorowe witraże, przedstawiające święte o wysmukłych stopach i dłoniach. Powstawały cechy rzemieślników zajmujących się doskonaleniem form zdobniczych, a najbardziej udane okulary albo po prostu te, do których byli najbardziej przywiązani, rodzice pozostawiali w spadku swoim dzieciom, a te dzieci swoim dzieciom. I w końcu prawie każdy widział świat inaczej, a ludzie zaczęli się bić między sobą o to, przez czyje okulary lepiej widać. Zapomniano o Złotej Formule, a obrazki mylono z rzeczywistością.
I było tak, dopóki nie narodził się Mistrz Kantezjusz, założyciel cechu wytwórców szmatek do czyszczenia okularów. Od tego czasu kolejne pokolenia mistrzów i czeladników pracowały nad wymyśleniem szmatki idealnej, a nazywano ją Metodą. Metoda była coraz to doskonalsza i doskonalsza, aż wreszcie przybrała nowe imię: Metoda Naukowa. Wówczas pewien profesor z siwą brodą wyczyścił nią swoje okulary, nałożył je na wielki zatabaczony nos i dostrzegł migającą w oddali Złotą Formułę.
– Tu cię mam – Rozumiem! – zakrzyknął i wyciągnął dłoń. Lecz to, co uchwycił, wydawało się jedynie utkanym z powietrza mirażem. Fatamorganą.
– Miałaś być twarda. najtwardsza ze wszystkiego na świecie – dziwił się, patrząc na swoje puste ręce.
Formuła, która jako fatamorgana nie mogła mówić, machając lewą stroną równania, nakazała profesorowi obejrzeć się. Odwrócił głowę i zobaczył kłębiący się tłum ludzi. Ludzie ci krzyczeli coś do siebie, tłukli się po głowach, zdzierali z cudzych nosów okulary i usiłowali siłą nałożyć innym własne szkła. Profesor i jego przyjaciele w czystych okularach stanowili ledwie garstkę,maleńką wysepkę w tym morzu chaosu. Co chwilę ktoś rzucał w ich stronę jajkiem albo zgniłym pomidorem.
– Zanim będę mógł cię uchwycić, muszę jeszcze ich wszystkich zrozumieć? - zgadywał profesor.
Formuła skinęła złotym parametrem i rozwiała się we mgle.
Gdyby mogła mówić, dodałaby: "I polubić, choć wydaje się to prawie niemożliwe".
 
Kinga Dunin, Tabu, Warszawa 1998, s.72 – 74.
 
 
 
  
Tekst 3
 
Bolesław Prus, Faraon
 
„– Otóż jeden wielce mądry kapłan, który ze szczytu świątyni Amona zajmuje się dostrzeganiem niebieskich obrotów, wymyślił taka przypowieść.
Faraon jest słońcem a następca tronu księżycem. Gdy za świetlanym bogiem z daleka przesuwa się księżyc, mamy jasność we dnie i jasność w nocy. Gdy księżyc chce być zanadto blisko słońca, wówczas znika sam i noce są ciemne. A jeżeli zdarzy się tak, że księżyc stanie przed słońcem, wtedy robi się zaćmienie, wielki popłoch dla świata.
[...]
Spoczynek pana nad pany przerywał się raz, o północy. W tej bowiem godzinie astrologowie budzili jego świątobliwość i zawiadamiali go: w której kwadrze znajduje się księżyc, które planety świecą nad horyzontem, jaka konstelacja przechodzi przez południk i czy w ogóle na niebie nie zdarzyło się coś szczególnego? Niekiedy bowiem ukazywały się chmury, spadały gwiazdy częściej niż zwykle albo przelatywały nad ziemią kule ogniste.
Pan wysłuchał raportu astrologów, w razie jakiegoś niezwykłego zjawiska uspokajał ich o bezpieczeństwie świata i – wszystkie spostrzeżenia kazał zapisywać do odnośnych tablic, które co miesiąc odsyłano kapłanom świątyni Sfinksa, największym mędrcom, jakich posiadał Egipt. Mężowie ci z powyższych tablic wyprowadzali wnioski, lecz najważniejszych nie objawiali nikomu, chyba kolegom swoim, chaldejskim kapłanom w Babilonie.
[...]
W świątyni Hator faraon prędko przebiegł dziedzińce szkoły medycznej i bez wielkiego zapału wysłuchał wróżb, jakie stawiali mu astrologowie. Gdy zaś arcykapłan-astronom pokazał mu złotą tablicę, na której była wyrytowana mapa nieba, pan zapytał:
– Jak też często sprawdzają się wasze przepowiednie, które odczytujecie w gwiazdach?
– Czasem sprawdzają się.
– A gdybyście wróżyli ludziom z drzew, kamieni albo biegu wody, to także sprawdzałoby się?
Arcykapłan zakłopotał się.
– Wasza świątobliwość nie chciej uważać nasz za oszustów. Przepowiadamy ludziom przyszłość, bo ona ich obchodzi i, co prawda, tyle rozumieją z astronomii.
– A wy co rozumiecie?
– Znamy – mówił kapłan – budowę sklepienia niebieskiego i ruchy gwiazd...
– Cóż z tego przyjdzie komu?...
– Niemałe zasługi oddaliśmy Egiptowi. My wskazujemy główne kierunki, według których wznoszą się budowle i kopią kanały. Bez pomocy naszej nauki okręty pływające po morzu nie mogłyby oddalać się od brzegów. My wreszcie układamy kalendarz i obrachowujemy przyszłe zjawiska na niebie. Ot, i teraz niedługo będziemy mieli zaćmienie...
Ale Ramzes już go nie słuchał; odwrócił się i wyszedł.
[...]
– Strach!... – szepnął Pentuer.
– Co za strach?... Odkryłem ja rzecz, której naprawdę będziecie się lękać... Ale o tym nie mów nikomu. Wiesz, w miesiącu Paofi (lipiec-sierpień) będziemy mieli zaćmienie słońca... w dzień zrobi się noc... I niech umrę śmiercią głodową, jeżeli chybiłem w rachunku bodaj o dwudziestą część godziny...
Pentuer dotknął amuletu, który miał na piersiach, i odmówił modlitwę. Potem rzekł:
– Czytałem w świętych księgach, że już nieraz, ku utrapieniu ludzi, robiła się noc w południe. Ale co to jest? nie rozumiem.
– Widzisz piramidy? – spytał nagle Menes wskazując ku pustyni.
– Widzę.
– A teraz postaw rękę przed oczyma... Widzisz piramidy?... Nie widzisz. Otóż zaćmienie słońca jest tym samym: między słońcem a nami staje księżyc, zasłania ojca światła i robi noc...
– I to stanie się u nas? – spytał Pentuer.
– W miesiącu Paofi. Pisałem o tym do faraona myśląc, że w zamian złoży jaką ofiarę dla naszej zaniedbanej świątyni. Ale on odczytawszy list wyśmiał mnie i kazał memu posłańcowi zanieść tę nowinę do Herhora...
– A Herhor?
– Dał nam trzydzieści miar jęczmienia.
[...]
Herhor wzniósł do góry obie ręce. A gdy tłum znowu ucichnął, arcykapłan zawołał silnym głosem:
– Bogowie! pod waszą opiekę oddaję święte przybytki, przeciw którym występują zdrajcy i bluźniercy...
A chwilę później, gdzieś nad świątynią, rozległ się nadludzki głos:
– Odwracam oblicze moje od przeklętego ludu i niech na ziemie spadnie ciemność...
I stała się rzecz okropna: w miarę jak głos mówił, słońce traciło blask. A wraz z ostatnim słowem zrobiło się ciemno jak w nocy. Na niebie zaiskrzyły się gwiazdy, a zamiast słońca stał czarny krąg otoczony obrączką płomieni.”
 
Bolesław Prus, Faraon, Warszawa 1972, s. 104, 434, 550, 578, 635.
 
Tekst 4
 
Adam Mickiewicz, Pan Tadeusz
 
„Mrok gęstniał; tylko w gaju i około rzeczki
W łozach, błyskały wilcze oczy jako świeczki,
A dalej, u ścieśnionych widnokręgu brzegów,
Tu i ówdzie ogniska pastuszych noclegów.
Nareszcie księżyc srebrną pochodnię zaniecił,
Wyszedł z boru i niebo, i ziemię oświecił.
One teraz, z pomroku odkryte w połowie,
Drzemały obok siebie, jako małżonkowie
Szczęśliwi: niebo w czyste objęło ramiona
Ziemi pierś, co księżycem świeci posrebrzona.

Już naprzeciw księżyca gwiazda jedna, druga
Błysnęła; już ich tysiąc, już milijon mruga.
Kastor z bratem Polluksem jaśnieli na czele,
Zwani niegdyś u Słowian Lele i Polele;
Teraz ich w zodyjaku gminnym znów przechrzczono,
Jeden zowie się Litwą, a drugi Koroną.

Dalej niebieskiej Wagi dwie szale błyskają;
Na nich Bóg w dniu stworzenia (starzy powiadają)
Ważył z kolei wszystkie planety i ziemię,
Nim w przepaściach powietrza osadził ich brzemię;
Potem wagi złociste zawiesił na niebie:
Z nich to ludzie wag i szal wzór wzięli dla siebie.

Na północ świeci okrąg gwiaździstego Sita,
Przez które Bóg (jak mówią) przesiał ziarnka żyta,
Kiedy je z nieba zrucał dla Adama ojca,
Wygnanego za grzechy z rozkoszy ogrojca.

Nieco wyżej Dawida wóz, gotów do jazdy,
Długi dyszel kieruje do polarnej gwiazdy.
Starzy Litwini wiedzą o rydwanie owym,
Że niesłusznie pospólstwo zwie go Dawidowym,
Gdyż to jest wóz Anielski. Na nim to przed czasy
Jechał Lucyper, Boga gdy wyzwał w zapasy,
Mlecznym gościńcem pędząc w cwał w niebieskie progi,
Aż go Michał zbił z wozu, a wóz zrucił z drogi.
Teraz popsuty między gwiazdami się wala,
Naprawiać go archanioł Michał nie pozwala.

I to wiadomo także u starych Litwinów
(A wiadomość tę pono wzięli od rabinów),
Że ów zodyjakowy Smok długi i gruby,
Który gwiaździste wije po niebie przeguby,
Którego mylnie Wężem chrzczą astronomowie,
Jest nie wężem, lecz rybą, Lewiatan się zowie.
Przed czasy mieszkał w morzach, ale po potopie
Zdechł z niedostatku wody; więc na niebios stropie,
Tak dla osobliwości jako dla pamiątki,
Anieli zawiesili jego martwe szczątki.
Podobnie pleban mirski zawiesił w kościele
Wykopane olbrzymów żebra i piszczele.

Takie gwiazd historyje, które z książek zbadał
Albo słyszał z podania, Wojski opowiadał;
Chociaż wieczorem słaby miał wzrok Wojski stary
I nie mógł w niebie dojrzeć nic przez okulary,
Lecz na pamięć znał imię i kształt każdej gwiazdy;
Wskazywał palcem miejsca i drogę ich jazdy.

Dziś mało go słuchano, nie zważano wcale
Na Sito ni na Smoka, ani też na Szale;
Dziś oczy i myśl wszystkich pociąga do siebie
Nowy gość, dostrzeżony niedawno na niebie;
Był to kometa pierwszej wielkości i mocy,
Zjawił się na zachodzie, leciał ku północy;
Krwawym okiem z ukosa na rydwan spoziera
Jakby chciał zająć puste miejsce Lucypera,
Warkocz długi w tył rzucił i część nieba trzecią
Obwinął nim, gwiazd krocie zagarnął jak siecią
I ciągnie je za sobą, a sam wyżej głową
Mierzy, na północ, prosto w gwiazdę biegunową

Z niewymownym przeczuciem cały lud litewski
Poglądał każdej nocy na ten cud niebieski,
Biorąc złą wróżbę z niego, tudzież z innych znaków:
Bo zbyt często słyszano krzyk złowieszczych ptaków,
Które na pustych polach gromadząc się w kupy
Ostrzyły dzioby, jakby czekając na trupy.
Zbyt często postrzegano, że psy ziemię ryły
I jak gdyby śmierć wietrząc, przeraźliwie wyły:
Co wróży głód lub wojnę; a strażnicy boru
Widzieli, jak przez smętarz szła dziewica moru,
Która wznosi się czołem nad najwyższe drzewa,
A w lewym ręku chustką skrwawioną powiewa.”
 
                                             Adam Mickiewicz, Pan Tadeusz, Warszawa 1984, s. 235-238.
2. Konkurs na napisanie artykułu do gazetki szkolnej
"Pustynia niezwykłe miejsce" 
Zadaniem konkursowym jest napisanie artykułu do gazetki szkolnej o treści związanej z tematem konkursu. Forma dowolna np. esej, felieton, wywiad, reportaż, artykuł popularno - naukowy, opowiadanie i inne.
Najlepsze teksty złożą się na specjalny, okolicznościowy numer gazetki wydany w trakcie Festiwalu oraz zostaną umieszczone na stronie internetowej www.festiwal.osw.pl  

Najlepsze prezentacje zostaną zaprezentowane pierwszego dnia Festiwalu na specjalnej sesji konkursowej w ZST w Ostrowie Wielkopolskim oraz zostaną opublikowane na stronie internetowej.

 

 

 

Copyright (c) 2025 www.festiwal.osw.pl , Wednesday, July 16, 2025 , Login,